czwartek, października 09, 2003

Christian's stoned (1)

Siedzę właśnie w rozwoju regionalnym szwedzkiego regionu Skania w ślicznym mieście Kristianstad i czekam na przerwę na kawę; jej nieuchronne nadejście poznaje się po tym, że ostatnie niedobitki wracają z przerwy obiadowej.

Przypomina się żartobliwa tabliczka niemiecka (tak wiem, że to oksymoron) mniej więcej tej treści: przychodzących TROCHĘ później do pracy prosimy, by szli wzdłuż prawej ściany, tak by nie wpadali na wychodzących z pracy TROCHĘ wcześniej.

Pracują tu cicho, ale chyba pracują, jeszcze ich nie rozgryzłem; facet w boksie naprzeciwko od pół godziny trzyma się za głowę... Pomóc mu, czy lepiej nie przeszkadzać? Może chociaż go lepiej ułożyć, w pozycji omdleniowej? Nie, lepiej nie, bo przestanie się trzymać za głowę - a być może to właśnie za to mu tutaj płacą?

Może i ja się powinienem złapać za głowę? Lepiej posłuchać, co mówił facet na promie: patrz, co oni robią i rób to samo - ani trochę się nie wychylaj. Wyprężam się więc i teatralnym gestem chwytam za głowę.

Już po przerwie (na trzymanie głowy, bo kawowa wciąż nie nadchodzi). Najważniejsze, że nawiązałem nić porozumienia z jednym z szefów - mamy podobne zainteresowania albo przynajmniej podobne problemy - z głową. Ilekroć tu idę, mijam tabliczkę z napisem „Psykiatri“. Może któregoś dnia tam skręcę i się spotkamy?

A obok szpital i przy nim wielki komin, źle się kojarzy; ale łowcy skór to tu nawet nie polują na zające, które spokojnie hasają po trawniku.

A propos spokoju - mieszkam przy cmentarzu, zasłania mi go jeden blok; tak samo jak jeden blok dzieli mnie od budynku, który najpierw uznałem za salę koncertową, gdy przez wysokie szyby ujrzałem zgromadzenie ludzi, oświetlone żółto cegły wnętrza i fortepian - ale potem budynek ten okazał się być kościołem. Nie wiem, czyim, ale na pewno się dowiem, jeżeli serwują darmowe posiłki!

Wczoraj zjadłem w biurze obiad a pani dziwnie na mnie spojrzała, kiedy zapytałem ją, ile mogę sobie nałożyć. Wtedy dopiero zrozumiałem pojęcie „szwedzki stół“.

Za to jeśli nie ma pojęcia „szwedzka lodówka“, to powinni je wprowadzić! Da się w niej powiesić całego renifera, nawet zanim dopadnie go łódzkie pogotowie. Patrząc na leżące w niej moją kiełbachę, kilo serka, trzy carlsbergi i 5 chlebów dziwię się, że tyle ofiar wymagało przewiezienie ich przez Bałtyk (schody, progi itp. - poległ nawet czwarty carlsberg).

Ja tu gadu-gadu (a propos, na gadu-gadu mnie nie ma), a facet z naprzeciwka zniknął... za oknem nie widać, by sunął w kierunku psykiatri... szukać go, gonić? Właśnie... gość na promie chyba przesadził - nawet nie da się spokojnie napisać maila, jeśli mam ciągle robić to samo, co oni; co minuta biegam do toalety.

No dobra, ale przynajmniej mogę odpuścić sobie jogging.

¤ ¤ ¤
Dodatek:
ze słownika obsługiwacza szwedzkiego komputera (1)
„windows startas“
¤ ¤ ¤