piątek, czerwca 20, 2008

NORGES LOVER (12) Seks w wielkim getcie

W połowie czerwca policja znikła nigeryjskie kurwy, jak by powiedział Kubuś Puchatek. Może nie znając tutejszych zwyczajów nie kasowały podwójnie?

Podwójne są za to imiona prostytutek - przynajmniej tych luksusowych, które jeżdżą po miastach i spotykają się ze stałymi klientami. Jedno imię w domu, drugie „na wyjeździe“ (skoro już o futbolowej nomenklaturze, to żałuję, że prezes Listkiewicz tak rzadko wyjeżdża).

Nic dziwnego, że dowiedziawszy się o tym, zrobiło mi się nieswojo. W mojej firmie panuje ta sama tendencja. Już pierwszej nocy Niemiec, który przyuczał mnie do pracy, rzekł: „Cześć, jestem Guenther, ale wszyscy mówią na mnie Markus“. Być może ta konspiracja stanowiąca ważną część naszej kultury korporacyjnej jest adaptacją zachowań klientów. W końcu ich większość zdaje się mówić: „Nazywam się Dupsen, ale na frontowych drzwiach mam napisane Cipsen“. Ale ten temat opisałem już obszernie wcześniej.


I tak przez sześć nocy w tygodniu obsługuję pewne osiedle w centrum miasta, a że to bogate osiedle, moi klienci są głównie biali. Bardziej aryjskie są już chyba tylko dzielnice willowe: Frogner - tam, gdzie jest większość ambasad, oraz położona wzdłuż fiordu na południu Nordstrand (myląca nazwa „północna plaża“ pewnie pochodzi z czasów zimnej wojny).

Za to część ścisłego centrum Oslo to tzw. „mały Pakistan“. Tam znowu ponad 60% mieszkańców jest obcego pochodzenia. Mieszkam blisko Grønland, które pewien reżyser nazwał najbogatszym gettem świata. I kręci tam właśnie film o kafejce w monsunowym deszczu tropików. Pasuje doskonale, bo w Oslo panują dwie pory roku: zimna deszczowa i ciepła deszczowa. No i oczywiście przechodnie - jak żywcem z tropików. Dziś hamsunowski porucznik z „Pana“ nie musiałby uciekać od nieszczęśliwej miłości aż do Afryki. Wystarczyłoby wysiąść ze stołecznego metra na stacji Grønland.


Przeciętny mieszkaniec Oslo pije 3 kubki kawy dziennie, z czego 2 na zewnątrz (w sensie, nie że wylewa, tylko że kupuje na mieście). 20-29-latkowie wydają na kawę na mieście po 18.000 koron (ok. 7.000 PLN) rocznie!

I jeszcze więcej procentów przy okazji kinowej premiery „Seksu w wielkim mieście“. Norweski tytuł serialu i filmu to „Seks i życie singla“, ukazał się więc obszerny artykuł w popołudniówce, poświęcony singlom. Jest nimi 39% spośród mieszkańców Oslo w wieku 20-34 lat.

Podano też ciekawe statystyki, ale odnoszące się do ogółu Norwegów, przez co można wnioskować, że single albo seksu nie uprawiają wcale, albo w 100%. Może też być tak, że single w Oslo nie kochają się w Oslo, więc urząd statystyczny nie mógł zestawić odpowiednich kwerend.

Według badania Durexa, 58% Norwegów uprawiało seks na imprezie, 34% w parku, 52% w WC, 51% w samochodzie, 46% w sypialni rodziców, a 17% w pracy. 21% Norwegów przyznaje się do zaliczenia choroby przenoszonej drogą płciową (na świecie tylko Wietnamczycy deklarują to częściej). Wszystko to sobie wymodelowałem statystycznie i wyszło mi, że najlepiej do ww. profilu pasuje... pingwin wiewiórczy (szkoda tylko, że nie istnieje).

Ponadto 70% Norwegów miało co najmniej jeden one-night stand, 73% - niezabezpieczony seks z kimś o nieznanej historii ten-tego. Każdego ranka, jak pisze gazeta, przed drzwiami kliniki Olafii w centrum miasta, ustawia się kolejka, zanim jeszcze drzwi zostaną otwarte o 7:45. „Nie pękaj - stań w kolejce“ - znamy to dobrze z PRL-u.

W kolejce miejsca jednak widocznie nie starczy dla wszystkich, albo nie wszyscy tak wcześnie wstają. Gdzieś zasugerowano, że nawet co druga mieszkanka Oslo w wieku 20-30 lat mogła mieć aborcję. Chcę wierzyć, że to bardzo popularny gatunek rybek akwariowych.

Kiedy na początku roku szukałem mieszkania, natrafiłem na ofertę za 1 koronę miesięcznie, w zamian za opiekę nad 14-latką. Teraz wolę już nie przeglądać tych ogłoszeń, żeby nie trafić na 15-tkę z a…kwarium.


Wasz członek
Nigerian Tourist Country Lovers' Society
Pan Borun, porucznik z akwariowych tropików.