poniedziałek, marca 18, 2013

NORGES LOVER (74) I'm dalej w las

Widzieliście wczoraj tryumf Therese Johaug? Otóż noc wcześniej nosiłem gazety do jej klatki...

Do pracy w sklepie idę w najdroższych spodniach, golfowych Nike, kupionych tu przed trzema laty (kiedy wygrywała Marit). Ze sklepu wracamy o 2 w nocy taksówką, a taksówkarz mówi, że karta Adecco odrzucona. Już staje przed nami wizja 10 km nocnej marszruty, aż odruchowo płacę własną kartą. Czynem tym wzbudzam powszechny entuzjazm i dozgonną wdzięczność kolegów. Mnie w tym miejscu też coś nie gra: że jak to, że ja w tej pracy mam pieniądze? A tak, zapomniałem: ja tu jestem na wakacjach. A pracuję, żeby mi się te wakacje zwróciły; no i bo lubię.

To trochę nie po polsku - powie ktoś, i będzie miał rację. Najnowsze badanie pokazało właśnie, że bezrobocie wśród Polaków w Norwegii sięga 18 proc. i jest wielokrotnie wyższe w porównaniu z Norwegami w tym samym wieku, nawet tymi niewykształconymi. Przypomnijmy, że Polacy do Norwegii przyjechali... pracować.

Jakoś w sklepie ich nigdy nie widziałem. Pracowałem więc ze Szwedami... i Szwedkami, Holenderką, Azerem, Afgańczykami, dla porządku wspomnijmy i tych cwanych Palestyńczyków. W nowym rozdaniu pojawili się Szwed mówiący po hiszpańsku i Meksykanin. Trzeba przyzwyczajać się do języka, bo w 2012 r. wzrosła liczba przybyszy z Hiszpanii, a tuż za nimi z Grecji, Włoch czy Portugalii. Zauważam korelację między tymi liczbami a kwotą żbików do odstrzału, która wzrosła ze 118 do 134. (Muszę wyliczyć, jakie zwierzątko odpowiada Polakom).

Ja mam takie uniwersalne podejście: nie lubię, jak coś zupełnie się kończy. Na szczęście pracodawcy kombinują inaczej niż większość byłych i przyjmują mnie chętnie, mimo że moje miejsce jest już zajęte. Bo żyjemy w czasach flexibility... co pojęli nawet w Watykanie. A przecież nikt nie spodziewał się hiszpańskiej rekonkwisty. Przed laty był raptem jeden Gustavo z gazetami w Oslo, a dziś? Nie zdziwię się, jak na 500-lecie reformacji okaże się, że Luter też był kreolem. Albo, nie daj Boże, Che! To przypomniało mi, jak podczas Mistrzostw Świata w piłce nożnej pewna Meksykanka, z którą studiowałem, sparafrazowała reklamę "futbolitis". Uznała, że mam "deutschitis", czyli jestem bardziej niemiecki od samych Niemców. Gdyby tak jednak było, to czy uciekłbym pięć lat później z Berlina do Oslo?