We wzmożonym czasie przedświątecznym usiadłem na kasie (żadna tam rewelacja, małe „k“). Sprzedaję wszystko, co tylko może się pojawić w sklepach i sklepikach, bo mój sklep to półhurtownia typu cash & carry, jak nasze Makro czy Selgros. Przepuszczam przez czytnik produkty, które znam z półek, i wiele, wiele innych. W tym „najczęściej sprzedawany samochód Norwegii“ - jak brzmi napis na opakowaniu gumowych żelków w kształcie auta.
W gazecie napisali, że 1 na 10 produktów w sklepach ma inne ceny na półce i na paragonie. Badanie nie było reprezentatywne, ale z doświadczenia powiem, że dobrze oddało sytuację. Problem występuje także w tym sklepie. Kiedy sam kupiłem popularne tu zimą ciasteczka pieprzowe i zauważyłem, że cena jest zaniżona, zamiast cichutko wykupić ich tonę, zameldowałem przełożonym. Kręcili nosem, ale cenę wreszcie zmienili. Chyba wytropiłem jakiś spisek, bo od tego czasu traktują mnie zdecydowanie chłodniej (a i tak już połowa sklepu to wielka chłodnia). Przypomina się, co w 2003 r. mówił facet na promie do Skandynawii - Rób to, co oni i ani trochę się nie wychylaj.
Za to za rozpoznanie próby oszustwa po stronie klienta, czeka mnie jego szacunek! Kłania się z daleka, pozdrawia, podaje rękę. Nie tylko zdaje się mówić: „Swój - wykrył kant, pewnie sam też go stosuje!“, lecz przede wszystkim zauważa, że trafił na godnego partnera. Wykluwa się między nami więż jak pomiędzy de Niro i Pacino w Gorączce.
Klientami są lokalni przedsiębiorcy, najczęściej handalarze, większość wśród nich stanowią imigranci, głównie Pakistańczycy. Wydaje się, że w małej społeczności naszej hali przejawiają się zachowania z dalekich targów Azji. Podejście to musiała jednak przejąć i kapitalistyczna gospodarka. Zrozumiałem więc nareszcie, dlaczego na rachunkach wszystkich pracodawców znajdowałem dotąd błędy (oczywiście zawsze mylili się w dół). Także pracodawcy wymagają ode mnie przejścia próby, aby móc nabrać do mnie szacunku. Muszę umieć upomnieć się o swoje. I wtedy już jestem „swój“.
Nie bardzo wiem więc, czy cieszyć się, czy smucić z ustawiających się do mnie kolejek w sklepie. Czy tak mnie lubią, szybko i sprawnie ich załatwiam - czy może wykrywam najmniej sztuczek i robię błędy na kasie, ustanawiając dla nich pewną wartość dodaną (metaforycznie i dosłownie).
Jeden klient wydaje tu za jednym razem najczęściej kilka - kilkanaście tysięcy koron. A wielu przychodzi codziennie. Szybko nauczyłem się więc liczyć po norwesku. Klienci mają ciekawy zwyczaj zawijania banknotów do tysiąca - cztery dwusetki opakowane złożoną w pół piątą, tak samo nawet jedna pięćsetka zawinięta w drugą. Postanowiłem przejąć ten zwyczaj we własnej gospodarce zasobami finansowymi, chociaż muszę przyznać, że z monetami jest dużo ciężej. Zawijanie monet wymaga imadła, albo przynajmniej jakiegoś młoteczka. Na szczęście monety o nominałach 1 i 5 koron można nawlekać, bo mają dziurki.
A propos... Georgia May Jagger, 17-letnia córka Micka Jaggera, mówi, że spokojnie wsadzi sobie 50-pensową monetę, ale jeden funt jest już niestety nieco za duży. Konstatując nasze podobieństwo - szczerbę między siekaczami, tak się zastanawiam. Czy mojej wiecznej miłości do 17-latek nie dostałem w genach po matce, darzącej wieczną miłością Micka?
-
►
2015
(20)
- ► października (3)
-
►
2010
(35)
- ► października (2)
-
▼
2009
(24)
-
▼
grudnia
(8)
- NORGES LOVER (42) Come on in p*** lovers!
- NORGES LOVER (41) Łapka zwana Rysią
- NORGES LECTER 4.0 Po drugiej stronie kaski
- NORGES LOVER (39) Pan Samochodzik i Skarb Państwa
- NORGES LOVER (38) Nobel nad morzem
- NORGES LOVER (37) Subway to Mars
- NORGES LOVER (36) Lemon Curry?
- NORGES LOVER (35) Bez popeliny
- ► października (5)
-
▼
grudnia
(8)
-
►
2008
(19)
- ► października (1)